Alina Dragan

Nie wiem co to jest, ale od czasu do czasu coś mnie pcha do zagrania w totka lub do kupienia losu państwowej loterii, która raz w miesiącu kusi potencjalnych milionerów w Holandii. Owszem, czasami się słyszy, że gdzieś tam ktoś wygrał, ale ja takiej osoby jeszcze nigdy nie spotkałam.

Ostatnio poszukują w Rotterdamie zwycięzcę całej wygranej w Lotto. Wiadomo, w którym punkcie szczęśliwiec wykupił los, ale do dzisiaj nikt się po wygraną nie zgłosił. Z czystej przyzwoitości nie podam wysokości wygranej.

Nigdy nic nie wygrywałam, więc tym bardziej nie powinnam mieć nadziei na wygraną w tego typu loteriach i jak już sobie powiem, ok, już więcej nie dam się nabrać to znowu ktoś mnie namówi, bo ‘w tym tygodniu jest do wygrania aż…, kup, co ci szkodzi, a nuż.. widelec…”. Zwykle ani nóż ani widelec…:)

Ale czy nie można pomarzyć za 2 Euro, bo tyle kosztuje jeden rząd wybranych cyfr w holenderskim Lotto? I szansa na stanie się właścicielem jakiejś tam kasy istnieje, ale .... są tacy, którzy nie wygrywają i ja do nich należę. Może trzeba sobie to powtarzać jak mantrę.
Pamiętam jak ze cztery lata temu było do wygrania około 20 mln zł w totka. Każdy z nas skreślił swoje szczęśliwe numery, a moja mama oddając swój 'kupon' do wysłania powiedziała 'ja tam nie muszę wygrać całej sumy, połowa mi wystarczy'.
Nikt z nas nie miał wtedy nawet dwójki.
Mając prawie 100% pewności, że nie wygram jednak zagram jeszcze kilka razy 'for fun', bo kto wie.. a nuż ... łyżka i widelec:)