Alina Dragan

To najczęściej wypowiadane ostatnio słowo w mediach. Udziela się nawet dzieciom. W Holandii istnieje w telewizji specjalna edycja wiadomości dla dzieci 'het jeugdjournaal" i tam zapytano młodziaków, co sadzą na temat kryzysu i czego się najbardziej obawiają. Tak wprost do kamery, niektóre z mądrali bez zająknięcia radziły, żeby dodrukować pieniędzy. Takie zupełnie głupie to nie jest, ale za mądre też chyba nie...

Kryzys już mieliśmy kiedyś, gdy nic nie było można kupić, gdy ledwo starczało do pierwszego, i gdy spłacało się właśnie otrzymaną pensją zaciągnięte w poprzednim miesiącu długi. I jakoś się ten wózek toczył. Oczywiście będę upraszczać sprawę, bo żaden ze mnie ekonomista, ani finansista i czerpię wiedzę pasywnie, więc jest ona bardzo powierzchowna. Ale jak słyszę niektóre rzeczy to mnie trafia. Statystyki są świetne w kryzysie, bo czyż nie przemawia do wyobraźni informacja, że spadła dramatycznie sprzedaż samochodów w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku? A czy ktoś powiedział, że zawsze będzie rosła? Czy wszystko musi rosnąć? A jak już tak urośnie, że nie będzie mogło dalej to co wtedy się stanie? Tylko, ile samochodów można kupić i co na to nasza matka ziemia, ekolodzy i kolekcjonerzy złomu? ...
A co mają powiedzieć ludzie, którzy mają kryzys na co dzień, nawet gdy go nie ma w gospodarce światowej? Kto im pomaga, kto wspiera ich małe firmy tak jak się wspiera ogromne banki, które otrzymują kasę od państwa, żeby się ratować, a w tym samym czasie wynagradzają swoich pracowników grubymi bonusami.
Mieliśmy niedawno taką śliwkę robaczywkę w Holandii. ING, bank i ubezpieczyciel, który został po części upaństwowiony (bo kryzys niespodziewanie zabrał im kasę.. biedactwa..) wynagrodził ponad 40 tysięcy pracowników w oddziałach na całym świecie bonusami na sumę około 300 milionów euro. Top manager z ING zaapelował do najlepiej zarabiających pracowników banku (w sumie 1200 osób), aby oddali swoje bonusy. Chwileczkę, chwileczkę, ale jak to możliwe, że bank i ubezpieczyciel będący nad przepaścią finansową rozdaje bonusy za 2008 rok, rok w którym przecież im nie wyszło i stąd była przecież ta ściana płaczu przed rządem!
Umowa jest umową - mówią ci, co nie zamierzają zwrócić. Wiadomo, łatwiej się bierze, trudniej się oddaje. To boli..

Nie mam żadnych funduszy, nigdy nie zaciągnęłam kredytu w banku i nie trzymam oszczędności na 'czarną godzinę'. Bo co to jest teraz czarna godzina?:)
Ci co otrzymują te wspaniałe bonusy to najlepsza kadra bankowa, która na co dzień ma ogromne stresy, bo podejmuje ważne decyzje finansowe. Mocnym argumentem w dyskusji jest też to, że jak się im zabierze to ci wspaniali pójdą sobie do innych, a to są wysokiej klasy specjaliści.
A może powinni pójść, czy to mało jest młodych i utalentowanych, których nie chcą dopuścić do bankowego żłobu?

Oczywiście, że lepiej jest mieć kasę niż jej nie mieć, ale nie mówimy tutaj o kasie normalnego, przeciętnego płatnika podatków. Mówimy o ludziach, którzy śpią na pieniądzach. Wygląda na to, że jak się już dużo zarabia to apetyt ciągle rośnie. Tylko, ile w ciągu jednego życia można skonsumować, ile łodzi, jachtów, samolotów można mieć. Ile luksusowych apartamentów rozrzuconych po całym świecie posiadać, do których nie ma nawet czasu zajrzeć?
Nie wiem... pewnie tak już jest, że jak się wejdzie do śmietany finansowej to ciągle trzeba czymś imponować...

Mnie by wystarczyła piwniczka z dobrym winem i trochę szampana. I zdrowie, bo bez tego można i mieć miliony... tylko co z tego, nasz bogaty bankowy kolega:)